„Od piłkarza do lekarza”, czyli wywiad z dr Marianowskim
Dr n.med. Piotr Marianowski to Specjalista Położnictwa i Ginekologii, Endokrynologii Ginekologicznej i Niepłodności, pracujący Warszawie w ramach Grupy Medycznej PARENS. Prywatnie jest synem uznanego w środowisku naukowym Profesora Longina Marianowskiego, który sam o sobie zawsze mawia, że jest „lekarzem kobiet”. Wraz z wiekiem dojrzewało w nim powołanie do leczenia niepłodności i fascynacja powoływania życia metodą zapłodnienia pozaustrojowego, czyli in vitro. Na początku jednak – wbrew rodzinnej tradycji – bardzo chciał być piłkarzem…
Wychowywał się Pan Doktor obok słynnego Profesora Longina Marianowskiego, docenianego i szanowanego w środowisku warszawskich klinik ginekologa, Prezesa Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego. Jak wyglądało to dzieciństwo?
Tematy związane z ginekologią i położnictwem były w naszym domu na porządku dziennym. Jako dziecko przysłuchiwałem się wieczornym rozmowom ojca z tak zwanymi „nadzorcami”, którzy dzwonili do niego każdego wieczoru z raportem o stanie zdrowia pacjentek. Pamiętam, że było to około 20:00, w porze naszej kolacji, kiedy zdawali mu dokładną relację, co się dzieje w klinice i recytowali z pamięci nazwiska pacjentek. Od małego obcowałem więc z takim słownictwem jak perystaltyka, miesiączka, ciąża, poród i już wtedy u mnie jako u dziecka wywoływało to odruch akceptacji pewnych fizjologicznych sytuacji. Zresztą nawet teraz w moim domu jest podobnie z racji tego, że oboje z żoną jesteśmy ginekologami , zatem w sposób naturalny dzieci czasem usłyszą jakąś rozmowę między nami na tematy związane ze sprawami kobiecymi i nie są im obce określenia typu prokreacja, czy poród. Kiedy dostaję telefon od pacjentki, a jestem wtedy w domu, to bywa że pytam ją, kiedy miała ostatni okres. Wszystko to po to, żeby obliczyć, czy jest możliwa ciąża, czy też nie. To zabawne z tego względu, że moje dzieci przysłuchujące się tym rozmowom, są jeszcze na tyle małe, że to wszystko w ich życiu nie istnieje (śmiech), ale już znają ginekologiczne określenia i wiedzą, że to wiąże się z wykonywaną przeze mnie pracą.
Tradycja lekarska w rodzinie Pana Doktora zaczęła się od Ojca, a potem dosięgła również
Pana siostry…
Tak. Moja starsza siostra poszła w ślady ojca cztery lata wcześniej ode mnie. Zresztą w mojej rodzinie byli też lekarze innych specjalności, którzy podobnie jak mój ojciec mieli wpływ na to, jak potoczyło się moje życie zawodowe. Zupełnie nie wiem jak to się stało, że akurat najwięcej jest u nas ginekologów (śmiech).
CAŁY ARTYKUŁ PRZECZYTASZ BEZPŁATNIE TUTAJ.
KLIKNIJ